17.10.19r.


17 października 2019, 19:10

Coś nieznacznie drgnęło. W Tobie, Macieju. Takie mam wrażenie po naszej wczorajszej wymianie smsów. Paczka, która adresowana była do Ciebie, a przyszła do mnie stała się pretkstem by ruszyć to, co siedziało mi z tyłu głowy w zasadzie cały czas. Ja, Ty, nasza relacja... To jest coś, co ciągle noszę w sobie i cały czas ewoluuje we mnie. Ale Ty i Twoja relacja z L. to osobna para kaloszy. W zasadzie od samego początku, kiedy pojawiłam się na kozetce u terapeutki, powiedziałam jej na głos: nie wiem co mam mówić, kiedy ona o niego pyta. Bo żadnego tłumaczenia ani powodu faktu, że Ciebie tu nie ma z nami też nie było. Ani w jednej sekundzie, nawet u początku, kiedy emocje były skrajne i momentami bardzo chciałam Cię znienawidzieć, nie próbowałam zmienić obrazu Twojej osoby w dziecku. Wiedziałam, że mój ból, jest moim bólem, a ona ma prawo pamiętać Cię tylko z dobrych chwil. I z tego jestem bardzo dumna. Nie mniej, zgodnie z radą terapeutki aby nie mówić nic, i jeżeli będzie pytać o Ciebie odpowiadać, że teraz Cię nie ma ale może jestem ja i we wszystkim mogę jej pomóc, nie skończyły się pytania i wspominania Ciebie.

To czasami w trudnych chwilach było naprawdę mocnym akcentem wiary, kiedy po tylu tygodniach, ona sama z siebie wspominała coś na zasadzie: "A pamiętasz jak Maciek...." albo "A Maciek jak zrobił coś tam..." i z kompletnym przekonaniem i pewnością oznajmiała nagle coś kuriozalnego, że:"w następne wakacje jak będziemy z Mackiem w Gdańsku" lub "jak pójdę z Mackiem na ścianę wspinaczkową" .... Ta sytuacja nie dawała mi spokoju cały czas, choć nie mogłam - nie chciałam Cię tym argumentem przypierać w sytuacji, kiedy wiem, że cierpisz. Kiedy wiem, że robisz teraz wszystko żeby o nas zapomnieć. Czego ja zresztą mogę od Ciebie oczekiwać? Mimo wszystko czuję się z tym smutna choć wiedziałam, i mimo wszystko gdzieś w środku serca ciągle wiem, że postąpisz właściwie jeśli chodzi o nią. A to, że na mojego ostatniego smsa po prostu nie odpowiedziałeś daje mi tylko większą nadzieję, że jest dokładnie tak jak czuję.

Od dwóch tygodni czuję się pernamentnie źle. I ciągle myślę o Tobie, o Nas, o tej całej sprawie. Stanowczo zbyt dużo czasu temu poświęcam. To w zasadzie każdy moment dnia, i rano, i w pracy, i wieczorem, a ostatnio nawet i sen nie daje spokoju. Ale nie umiem inaczej, i wszsytko do mnie powraca, choć trwam. Trwam w nadzieji, staram się być lepszą i każdego dnia modlę się o to, żeby było dobrze. Z jednej strony chciałabym wszystko przyspieszyć i powiedzieć Ci to wszystko co już wiem, i że zmieniło się wszystko, na lepsze! Ale z drugiej strony mam świadomość tego,że choć to wszystko jest ogromnym ciężarem, to chcę nieść dalej ten krzyż. Bo w tym krzyżu jest moje odkupienie i moja przemiana się dokonuje. Powtarzać i uwierzyć w słowa "Boże, niech się stanie Twoja wola, nie moja" jest cały czas czymś najtrudniejszym co spotkało mnie w życiu. Nie wiem co będzie. Nie wiem co będzie dla Nas najlepsze. Ale ufam, że on wie to najlepiej. Na ten moment mam wiele przemyśleń dotyczących tego, że miłość, ta prawdziwa, jeśli trwa, to nie da się zamknąć w grobowej desce czy w przeszłości. Jest czymś co jest. I nie można udawać, że jej nie ma czy ignorowac tego uczucia. Tak po prostu sie nie da.

Dzisiaj znowu trafiłam na jeden z filmów Ojca Szustaka, które zdarza mi się oglądać coraz częściej, który upewnia mnie w moich przemyśleniach dotyczących wydarzenia, które spowodowało, że dzisiaj nie ma już Nas. I chociaż film dotyczy rady jak pozbierać i poskładać związek po zdradzie jednego z partnerów, to widzę identyczny schemat w sytuacji, która spotkała Nas. https://www.youtube.com/watch?v=PTsNgB3IQhM I czuję, i wierzę, że choć zdarzyło Nam się ta rzecz najgorsza jaka mogła się wydarzyć, to zdarzyła się ona po to, aby dać owoce na przyszłość. I nie trwać w tej beznadzieji, która była. Ta śmierć przynosi zmartwychwstanie.

To, co mnie najbardziej uderzyło, ta polecenie analizy swojej sytuacji i tego, co się wydarzyło w oparciu o "kwadrat odpowiedzialności". Polega on na ocenie odpowiedzialności za zdarzenie, które miało miejsce z podziałem cztery części, na:

- odpowiedzialność swoją,

- odpowiedzialność partnera,

- winę czynników zewnętrznych w życiu,

- odpowiedzialność Bożą.

Jakkolwiek do tej pory bardzo dokładnie przeanalizowałam swoją winę, która jest niepodważalna w tym wszystkim i znam i rozumiem już to, co spowodowało moment, w którym zraniłam Cię jak tylko mogłam, przeanalizowałam czynniki zewnętrzne, które były zapalnikami tego wszystkiego i tak, dostrzegłam też i Twoją rolę w tym wszystkim, to... wina Boga w tym zdarzeniu znowu staje się dla mnie prawdą objawioną. Dlaczego? Bo od samego początku nosze w sobie przeczucie, że tak miało być, że tak jak żyliśmy nie mogliśmy trwać na dłuższą metę, że to wszystko w pewnym momencie było tak złe i było w Nas tak dużo cierpienia, że w końcu aby Nas uratować, Bóg zesłał Nam właśnie TO. To, że w tym uderzeniu nie stało sie nic złego było jego zasługą. Bo on nie chciał mnie skrzywdzić, on tylko chciał mi pokazać, w bardzo ostateczny sposób, że trzeba zawrócić z tej drogi, teraz, tutaj. I to dzięki Niemu żyję teraz, choć w zasadzie mogło się to skończyć inaczej. Mogło mnie tu nie być. Nie dość powiedzieć, że mnie uratował przed śmiercią, On cały czas mnie ratuję! Nie wiem gdzie byłabym dzisiaj gdyby nie to nawrócenie. Nie poradziłabym sobie z tym ciężarem, z tym bólem, z tym cierpieniem, z tym swoim złamanym sercem. To On, i nikt inny jest najlepszym terapeutą jakie dane mi było spotkać. Dzięki Niemu wiem, że będzie dobrze. Choć nie będzie tak jak ja chcę. Będzie tak jak On zechce. I ja w tym podziękowaniu za uratowanie mnie....przed mną samą, chcę trwać. Nawet jeśli to kolejny tydzień, w którym jest mi ciężko, nawet jeśli następny i kolejne tygodnie będą przypominać i te. Jest sens tego cierpienia. Ja go widzę i on jest dla mnie jasny.

PS.Od wczoraj śpię w Twojej zielonej koszulce. Tak, nie oddałam Ci jej z pozostałymi rzeczami bo...ona po prostu pachniała i dalej pachnie Tobą. W tych ciężkich momentach mam przynajmniej jakis kawałek Ciebie, choć to nieracjonalne i całkowicie głupie. Dzisiaj tez w niej śpię. Bardzo chciałabym być blisko....być blisko Ciebie....a kiedy ją mam na sobie, to tak jakbyś zasypiał ze mną. I wiem, że wszystko będzie dobrze, choć nie wiem jeszcze w jaki sposób. Jest ciemno i tylko malutkie światełko miga gdzieś w oddali

Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz