21.10.19r.


21 października 2019, 10:50

"Boże, daj mi!" - hasło, które rozbrzmiewa od samego początku mojego nawrócenia się od wczoraj zaczęło ewoluować. Tak, to już jest, i ja sama chyba byłam świadoma tego, że zaczynając modlitwę, ona z czasem będzie zmieniała się w skutek upływu czasu i zmianie jaka zaszła, i ciągle przecież zachodzi we mnie. Na samym początku było to błagalne wołanie o uratowanie mnie, o ocalenie, o odsunięcie cierpienia i spokój, bo to w tamtym czasie było dla mnie najważniejsze i tego potrzebowało moje serce. Z czasem ta modlitwa i intencja, mimo, że przecież niezmienna, krążyła wokół tematu przebaczenia. Kierunek przebaczenia: ja-ja, ja - Ty, Ty- ja. A kiedy dokonało się we mnie w pełni to, i moje serce było już wolne od poczucia winy, to wtedy znowu zaczęła się pojawiać nadzieja. Nadzieja, która polega na tym, że wszystko będzie dobrze, że cuda się zdarzają, że teraz, mając już świadomość tego, co było złe i starając się z całych swoich sił, z czasem odmieni się ta rzeczywistość, która jest teraz. I choć nie będzie to w żadnym momencie łatwe - Miłość, i ta do Boga, i ta ziemska - do Ciebie, musi przecież kosztować,ale ten wysiłek nie idzie przecież na marne lecz ku czemuś dobremu, lepszemu.

Wczoraj, dzięki kolejnemu filmowi, który został mi zesłany i pod wpływem całodziennego obcowania ze Słowem Bożym, zobaczyłam, że nieumiejętnie te moje prośby zanosiłam do Najwyższego. Że najważniejszą istota i głębią modlitwy powinno być to, żeby powiedzieć Mu: Kocham Cię Tato, a Matce Bożej: Kocham Cię Mamo. To tak proste, lecz znaczące. Modliłam się do Boga, jak do siły wyższej, instacji wszystkich rzeczy zapominając o tym, że ta relacja nie ma charakteru oficjalnego, lecz bardzo intymny, osobisty. Wiem już to, że On wie lepiej co dla mnie będzie najlepszego, i wiem już, że strasznie usilnie chciałam modlić się o Twoje dobro (we wszystkich aspektach Twojego życia) zapominając na śmierć, że Bóg, tak, on jeden, kocha Cię miliard razy bardziej niż ja. A skoro kocha Cię tak mocno, to nie potrzebuje moich wskazówek i lamentów, nie potrzebuje instruowania go co ma dla Ciebie robić. On robi to, co jest dla Ciebie najważniejsze i najlepsze. Teraz rozumiem to w pełni.

I moja modlitwa, oprócz tego pełnego miłości, dziecięcego wołania o potrzebie bycia w moim życiu i sercu, zaczyna być łagodną, ale pełni ufnością prośbą: Boże daj! Ale Ty daj mi to, co zechcesz, przyjmę wszystko z Twoich rąk, daj mi tę kromkę chleba, bo Ty wiesz najlepiej czego mi potrzeba - paradoksalnie nawet zanim ja o to Cię poprosze. Daj mi tę kromkę, która jest mi tak potrzebna a ja będę szczęsliwa. I o tym też było wczorajsze czytanie na mszy. O tym jak się modlić do Boga (czy to kolejny przypadek, że temat dla mnie wazny zostaje poruszony kolejny raz w czytaniu???). Była to przypowieść o pewnej wdowie, która uporczywie nękała sędziego, który ani nie był człowiekiem wierzącym ani nie przejmował się ludźmi, aby rozpatrzył jej prośbę na jej korzyść. Po wielu próbach i trudach, kiedy za każdym razem udawała się do niego z tą samą prośbą, on w końcu uległ jej prośbie. Bo była tak uporczywa, tak nieustępliwa w tym proszeniu, że po ludzku chciał mieć ją już z głowy. Zatem skoro ktoś taki - człowiek bez jakichkolwiek zasad, spełnia czyjąś prośbę, z którą się do niego udaje, to czy Bog mogłby czegokolwiek odmowić człowiekowi, który go w tak nieust ępliwy sposób prosi? Prosi ciągle o to samo? Jestem jak nękająca wdowa :) i już nie wstydze sie tego. I prosze, z dziecięcą ufnością i bezpośredniością, nie bawiąc się w ogródki: "Boże daj, daj mi to, o co Cię prosze".

A jako, że jestem jego dzieckiem, a dziecku się nie odmawia jeśli woła do rodzica : daj mi, to wiem, i mam tę 100% pewność, że i On - najlepszy Ojciec jakiego tylko można mieć, i mnie nie odmówi.

Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz