Dzień 07.09.19 r.
07 września 2019, 11:31
Nie jest tak dobrze ze mną jak mi się wydawało jeszcze parę dni temu. Odkryłam to przy sprzeczce z L., kiedy kolejny raz zachowywała się niegrzecznie i lekceważąco w stosunku do mnie i moich poleceń. Mam świadomość tego, że zachowałam się nie tak, jak z perspektywy czasu powinnam była. Niestety zrzucenie tego faktu na karb mojego niestabilnego stanu psychicznego niczego tu nie zmienia. Musze nad sobą pracować. A teraz także stanąć z prawdą twarzą w twarz - byłam zbyt łagodna wobec niej. Nie byłam konsekwentna i tak oto teraz zbieram żniwa swojego postępowania. Także kolejnym haczykiem, który znajduje się na mojej liście jest wypracowanie z dzieckiem posłuszeństwa. To wiadomość zła. Ale tego dnia była też i dobra.
Po kłotni z dzieckiem, zadzwoniłam do jej taty informując go o tym, że zachowanie L. jest nie do przyjęcia i wymaga podjęcia stanowczych środków w postaci rozmowy z nią i ograniczenia na jakiś czas tzw. przyjemności. W ciągu zaledwie kilkunastu minut ponownie wezbrały we mnie negatywne odczucia po tym, jak usłyszałam w odpowiedzi od niego, że kiedy dziecko jest pod jego pieką to zachowuje się bez zarzutu, więc za co on ma ją karać? Że skoro to JA byłam miękka, to czego ja teraz od niego oczekuje itp., że on ma już plany na nastepny dzień wyjścia do znajomych z L. i swoją nową partnerką i nie zamierza ich absolutnie z tego powodu zmieniać... Nie ukrywam, że poczułam się źle w tamtym momencie. Z jednej strony to nie było wsparcie, którego w tamtym momencie oczekiwałam, z drugiej - to było ewidentne złamanie zasad, które ustaliśmy jeszcze w rozmowie przy w Twojej obecności. Miało być tak: ustalamy jedne, wspólne zasady, które obowiązują dziecko u mnie i u niego, jeżeli pojawia się jakiś problem z zachowaniem - to przekazujemy sobie taką informację, żeby wspólnie ustalać dalszy plan działania, po to, ażeby dziecko czuło, że gdziekolwiek nie będzie, spotkają ją konsekwencje złego zachowania. I tutaj natrafiłam na taki opór.
W pierwszym momencie chciałam mu wykrzyczeć, że nie ma prawa postępować z naszymi ustaleniami w taki sposób, że ta jego fascynacja tamtą kobietą całkowicie przyćmiewa mu umysł i trzeźwe spojrzenie na sytuację. Ale.. później, już na spokojnie i bez nerwów, odpisałam mu, że jeżeli jego plany piwka ze znajomymi są ważniejsze niż to, co ustaliliśmy w trosce o L. , to niech nie zmienia swoich planów, a ja postaram się zorganizowac dla dziecka opiekę w tym dniu (jako, że sama niestety musiałam być w pracy) ponieważ uważam, że impreza z innymi dziećmi po tak skandalicznym zachowaniu dziecka nie wydaje mi się czymś dobrym. W końcu niech poczuje też, że coś traci przez takie swoje niegrzeczne zachowanie. I udało mi się. Konsekwentnie wynegocjowałam to, co chciałam. To moje działanie zaliczam "na plus". Nie da się ukryć, że odkąd nie ma już ze mną Ciebie, to ja czuję sie w obowiązku do pełnego kontrolowania zachowania dziecka i wyciągania z tego wnisków i konsekwencji. Przecież teraz zostałyśmy same: ja i ona. Nie ma już na kogo zwalić winy czy przerzucić ciężaru odpowiedzialności wychowania tak małego człowieka. Więc biorę to na swoje barki i staram się, najlepiej jak umiem, żeby iść z tym wszystkim w dobrym kierunku. Choć pracy jeszcze dużo.
Zdarzają mi się cały czas momenty, w tym całym zabieganym kołowrotku dnia codziennego, że myślę o Tobie. Ale na szczęście coraz mniej staram się analizować powody Twojej decyzji czy tego co teraz robisz, jaki masz plan, jak się z tym wszystkim czujesz. "Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki" - i wbrew pozorom, w kontekście związku czy relacji, nie chodzi w tu o nie wiązanie się ponowne z byłym partnerem. Ludzie bardzo źle rozumieją tę sentencję. I tak, jak nie da się wejść dosłownie dwa razy do tej samej rzeki - bo to już nie jest ta sama woda, tak nie da się wejść dwa razy w ten sam związek z tym samym partnerem, bo to już nie jest ten sam człowiek. Zmierzam do tego, że cokolwiek roi się u mnie teraz w głowie na temat myśli związanych z Tobą jest bez sensu. Bo ja mam w pamięci człowieka, z którym byłam i który był miesiąc temu. A teraz, po tych wszystkich wydarzeniach i upływie czasu, z całą pewnością wiem, że Ty już nie jesteś tamtym człowiekiem. Tak jak ja już nie jestem tamtą kobietą. Myślę, że ta wiedza jest cenna i że pozwoli mi w jakiś sposób odciąć potencjalne próby sprawdzenia, co u Ciebie. Bo na ten moment, po prostu nie chcę tego wiedzieć.
Dodaj komentarz